-

Adrian-Lenz

Apokaliptyczna wizja według rosyjskiej pisarki J.Wozniesienskiej

Wiemy do czego prowadzi nadmierne skupianie się na wizjach przyszłości, szczególnie tych dotyczących apokalipsy – do osłabienia lub nawet zniszczenia życia duchowego, a w skrajnych przypadkach do zaburzeń psychicznych. Ludzie, którzy zapętlili się w ciągłym poszukiwaniu coraz to nowszych informacji na temat przyszłych wydarzeń, to często beznadziejne przypadki – obsesyjni poszukiwacze wrażeń, na których żal patrzeć. Jednak z drugiej strony jeśli zachować umiar i rozwagę niekoniecznie trzeba całkowicie zamknąć oczy na te tematy. Apokalipsa też jest częścią Objawienia i jako taka stanowi przedmiot nauczania Kościoła Katolickiego. Jej wykładnią zajmowali się ojcowie Kościoła, święci i w ogóle hierarchia. Czyni się to również obecnie – wszystko w celu pouczenia i pokrzepienia wiernych. Z tego względu uważam kategoryczne odrzucanie wszelkiej dyskusji na ten temat za przesadzone. Jeśli proroctwa zawarte w depozycie wiary umieścimy w kontekście całego nauczania Kościoła – nie w jego centrum, ale jako uzupełnienie, to chyba nie ma się czego bać, może być to całkiem wdzięczny temat do dyskusji. Oczywiście ramy, w których możemy się poruszać, wyznacza nauczanie Kościoła – oficjalne sprzed 1959r. i sedewakantystycznych biskupów i kapłanów później.

Chciałbym w tym tekście przedstawić dość interesującą wizję przyszłości, którą łączę jednocześnie z promocją pewnej książki. Została ona napisana w 2012r. przez rosyjską pisarkę Julię Wozniesienską, powieść nosi tytuł  „Droga Kasandry albo Przygoda z Makaronami”. Fabuła toczy się w całkiem niedalekiej przyszłości, która jednak wygląda już diametralnie różnie od tego, co znamy. Właściwie świat tam przedstawiony w niczym nie przypomina naszego świata, jednak mimo to, z jakiś względów, właśnie taka wizja przyszłości wydaje mi się całkiem prawdopodobna. W mojej głowie układa to się w spójną całość i można w taki scenariusz nawet uwierzyć. Aha, napisałem, że nie ma tam punktów stycznych z naszą rzeczywistością? Pomyliłem się, jest jeden. W powieści ludziom wmówiono, że powinni zachowywać dystans społeczny w celu ochrony przed zarazkami. Jako, że książka pisana w 2012r., choćby z tego względu staje się na poły profetyczną. Kto wie, może autorka otrzymała jakieś informacje z „pierwszej ręki”? Omówię teraz najistotniejsze punkty roztaczanej nam przez panią Wozniesienską rzeczywistości. (Niestety w czasie pisania tego tekstu, książki nie mam przed sobą, więc mogą wkraść się jakieś nieścisłości.)

Przede wszystkim świat przedstawiony w powieści to świat zniszczony przez katastrofę przyrodniczą – część krajów znalazła się pod wodą, fauna i flora zostały w pewnej mierze wypaczone i stały się mniej użyteczne dla człowieka (mowa tu będzie cały czas o Europie, bo na tym kontynencie toczy się akcja). Przed katastrofą autorka wspomina jeszcze o wielkiej wojnie, która też zmieniła krajobraz – w wyniku tych zdarzeń populacja ludzka znacznie się zmniejszyła.

Te wydarzenia są tylko wzmiankowane i nie stanowią treści fabuły, najważniejsze jest to, jak urządzono się w tej nowej rzeczywistości. Zdobycze technologiczne zostały zachowane. W okolicach Londynu ludzi poupychano w kajuty urządzone na wielkich statkach, bo miasto znalazło się pod wodą. Automatycznie dostarcza się tam sztucznie robione jedzenie, wodę, prąd. Każdy mieszka osobno, niezbędne rzeczy są pod ręką. Teoretycznie można wyjść na zewnątrz, nawet na stały ląd, ale nikt tego nie robi, bo nie ma takiej potrzeby. Wszystko jest na miejscu, a najważniejszy jest dostęp do „personika” – hełmu, którego założenie przenosi nas do wirtualnej rzeczywistości – zupełnie jak w matrixie. Ludzie siedzą w tych personikach całymi dniami, traktując swoje wirtualne przygody jak prawdziwe życie. Są też ludzie, którzy muszą pracować w normalnym życiu, głównie przy obsłudze systemu – w szpitalach, szkołach, ale personik ma każdy – jest on czymś więcej niż odskocznią od szarej, przykrej codzienności, to w nim ludzie widzą swoje prawdziwe życie, tam przeżywają radość, doświadczają miłości i przyjaźni – mogą być kim chcą. Władza to wie i system nagród i kar oparty jest na przyznawaniu i odbieraniu dostępu do tego matrixa.

A kto to jest władza? Mess – antychryst, który przejął władzę nad światem (jeszcze nie całym, ale już prawie). Jest on władcą absolutnym i do tego odbiera cześć boską. Jego kult został wprowadzony urzędowo. Codziennie w określonych godzinach personiki wyświetlają oficjalne wiadomości, po których następuje uroczyste odśpiewanie hymnu pochwalnego na cześć Messa – każdy się dołącza.

Mamy też, rzecz jasna, znamię antychrysta – pieczęć na ręce, pełniącą funkcje karty płatniczej i dowodu osobistego jednocześnie. Bez tego znamienia nie można skorzystać z żadnych usług. Zresztą w ogóle chodzenie po wolności bez opieczętowania jest nielegalne. Każdy, kto taką osobę znajdzie, ma obowiązek zadenuncjować.

Cechą charakterystyczną tego apokaliptycznego świata jest również przewrażliwienie na punkcie higieny i środków sanitarnych. Strach przed zarazkami doprowadził do wytworzenia w ludziach wstrętu do fizycznego kontaktu z innymi osobami. Nie stanowi to dla nikogo problemu, przecież „prawdziwe” życie i tak prowadzi się w wirtualnej rzeczywistości. „Zarazki” czepiają się przede wszystkim rzeczy starych, jeszcze z poprzedniej epoki: książek, ubrań. Ludzie boją się ich dotykać – w ten sposób idą w zapomnienie resztki dawnej kultury. W nowym świecie wszyscy ubierają się jednakowo, uniwersalne kostiumy dostarczane są przez Messa. Każdy ma swój przydział. Kobiety tak samo jak mężczyźni golą się na łyso.

Nie wszyscy jednak zdążyli wpasować się w ten system. Są tacy, którzy nie otrzymali swojego kodu personalnego albo go odrzucili, tacy którzy nie chcą albo nie mogą być częścią systemu – tzw. aspołeczni. Muszą się oni ukrywać przed wszystkowidzącym okiem Messa, który postawił sobie za cel ich unieszkodliwienie. Starają się zapewnić sobie byt z dala od ośrodków miejskich. Nie jest to takie proste, choćby ze względu na katastrofę ekologiczną, która wypaczyła roślinność, no i pościg jest zawsze na karku. Kiedy aspołeczny zostanie złapany przez ichniejsze słuzby, to pojawiają się dwie opcje: reedukacja, prowadząca do akceptacji systemu i jego nowej religii albo niewolnicza praca w obozie – ktoś w końcu musi produkować uniformy, elektronikę, sztuczne żarcie.  Oprócz „systemowców” i aspołecznych mamy jeszcze trzecią kategorię – elitę, która dzięki swoim koneksjom z Messem może żyć w miarę normalnie, po naszemu, ale w zamian musi oddać mu należny hołd i być posłuszna.

To są najważniejsze elementy tego świata. Nie będę się bardziej rozwijał, żeby zbytnio nie spojlerować – w razie gdyby ktoś zdecydował się po tę lekturę sięgnąć. Świat przedstawiony przez Julię Wozniesienską pobudza wyobraźnię i daje do myślenia, szczególnie w temacie wirtualnej rzeczywistości, dyscypliny sanitarnej, posłuszeństwa władzy. Widzimy, co może się stać, jeśli te pojęcia wyjdą poza określone ramy. Książka nabiera jeszcze większego znaczenia, kiedy uświadomimy sobie, że w podobne struny uderza się obecnie, szczególnie w kontekście i pod pretekstem pandemii: praca/nauka zdalna, dystans społeczny, zarządzenia władzy podnoszone do rangi zabiegów ratujących życie - są to rzeczy popychające nas do świata z opisanej przeze mnie powieści. Wobec kierunku przemian, które obserwujemy, wymieniona lektura staje się jeszcze bardziej pociągająca i nawet może posłużyć za jakiś punkt odniesienia dla rozważań o tym, co nas czeka.  Jestem w stanie wyobrazić sobie realizację opisanego w niej scenariusza, dlatego właśnie ta wizja rosyjskiej pisarki wydała mi się warta przedstawienia. Polecam tę książkę, pomimo że generalnie nie lubię powieści, jako gatunku literackiego.

Mimo tego niezbyt wesołego świata autorka nie wchodzi w tony defetystyczne, ale pokazuje nam iskierki nadziei, i na tym chciałbym się skupić. W książce pozytywnymi bohaterami są buntownicy tworzący małe, samowystarczalne wspólnoty, ukrywające się przed Messem. Zamieszkują tereny trudno dostępne, ale tam, gdzie zachowała się stara infrastruktura – depopulacja zostawiła za sobą sporo pustych obiektów. W tych wspólnotach duże znaczenie ma religia. Autorka szczegółowo przedstawia nam wspólnotę prawosławną, jako że sama jest tego wyznania (z perspektywy katolickiej trzeba wziąć na to poprawkę). Mimo przeciwności jakoś udaje im się przetrwać, chociaż od czasu do czasu muszą się przenosić, najczęściej wtedy, kiedy ich bezpieczeństwo staje pod znakiem zapytania. Tak przedstawione jest wyjście z pułapki bezbożnej rzeczywistości. Trzymać się z dala od ośrodków cywilizacyjnych i kultywować stare tradycje na „własną rękę”, stawiając się zupełnie poza oficjalnym prawem. Za panowania antychrysta i w czasie prowadzonych przez niego prześladowań być może będzie to jedyne rozwiązanie umożliwiające przetrwanie Kościoła Katolickiego, przynajmniej do czasu aż pojawi się bardziej zorganizowany opór. Brzmi to nawet sensownie w kontekście Apokalipsy.

Wydaje mi się jednak, że to rozwiązanie ma zastosowanie wyłącznie dla wcześniej wyludnionych obszarów. Ciężko wyobrazić sobie taką partyzantkę w normalnych warunkach, takich jak nasze, przy założeniu, że cała reszta społeczeństwa podpisała cyrografy i jest gotowa wsypać nas, jak tylko zobaczy coś podejrzanego. W takich okolicznościach te niepokorne wspólnoty nie mają racji bytu. Nawet w bolszewickiej Rosji było to nie do pomyślenia, więc co dopiero teraz. Odnosząc to rozważanie do obecnej rzeczywistości: gdyby założyć, że budowa Nowego Porządku Świata przebiegać będzie bez żadnych turbulencji i znacznej redukcji populacji, natomiast z całym wachlarzem nowoczesnych środków kontroli i zniewolenia, wydaje mi się, że nie byłoby jak się uratować. Oko wielkiego brata nie przepuściłoby nikomu. Paradoksalnie nawet ze względu na konieczność przetrwania Kościoła, zapowiadana przez masońskich konferansjerów depopulacja staje się całkiem możliwa. Oczywiście to tylko jeden ze scenariuszy, można wyobrazić sobie inne, na przykład że jakieś państwo postawi się okoniem światowej władzy i stworzy azyl dla Kościoła Katolickiego. To też jest możliwe, ja po prostu opisuję świat przedstawiony przez Julię Wozniesienską, wydaje mi się, dość inspirujący. Depopulację można przeprowadzić różnymi metodami, przez: zarazę, wojnę, katastrofę naturalną. Z jednej strony zwiększy ona możliwości kontroli i zniewolenia tam, gdzie powstaną skupiska ludzi – strefy zamieszkania, ale da też wolną przestrzeń poza tymi ośrodkami, gdzie teoretycznie może pojawić się możliwość funkcjonowania poza prawem. W takich warunkach wyjście z sytuacji zaproponowane przez Julię Wozniesienską mogłoby mieć jakieś zastosowanie.

Oczywiście są to tylko luźne rozmyślania. Ja nie wiem, co się wydarzy w przyszłości. Uważam jednak, że poruszanie tych tematów,  w sposób w jaki zostało to zrobione chociażby w książce „Droga Kasandry…” może być inspirujące i pouczające. Tym bardziej jeśli narracja spina się w całkiem spójną całość. Przecież nie trzeba od razu przykładać tych opisów do naszej rzeczywistości w skali 1:1. Wystarczy, że dana historia przyczyni się do poszerzenia horyzontów myślowych, to już jest jakaś wartość dodana. Jeśli książce czy notce uda się choć tyle osiągnąć, należy traktować to jako sukces.

Z Bogiem!     



tagi: literatura  apokalipsa  wozniesienska 

Adrian-Lenz
9 kwietnia 2021 12:22
10     1891    2 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

cbrengland @Adrian-Lenz
9 kwietnia 2021 13:16

Tak sobie myślę, co pan sobie myśli. Oczywiście taka tylko to zabawa jest. Taka, jak pana z tym pana pisaniem. Przecież umówmy się, że to na poważnie nie jest. Ba, to nawet nie jest na niepoważnie. To takie nic, po prostu. A że jest pan z Bogiem, więc dlatego się odzywam. Jako ten, będący z Bogiem. Tym z Apokalipsy św.Jana kończącego Nowy Testament Biblii Kościoła Katolickiego. I wie pan, to naprawdę wystarczy. Chyba, że pana Bóg, to taki inny trochę. A wtedy proszę pisać. On zrozumie pewno, o co panu chodzi.

Tak dla relaksu, proszę sobie popatrzeć na świat. Taki realny. Piękny jest.  Właśnie idę do Sandgate, czyli, już prawie Folkestone, widoczne w oddali po lewej stronie zdjęcia. Jeżeli pan zauważył, wczoraj pokazywałam w notce francuski brzeg morza. On jest po prawej stronie stronie zdjęcia. Niewidoczny dzisiaj.

----

 

zaloguj się by móc komentować

Adrian-Lenz @cbrengland 9 kwietnia 2021 13:16
9 kwietnia 2021 14:23

"I wie pan, to naprawdę wystarczy."  Właśnie, że nie wystarczy. Na Boga powołują się różne osoby, robiące zupełnie różne rzeczy. Żeby być z Bogiem potrzeba czegoś więcej.

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @Adrian-Lenz
9 kwietnia 2021 21:47

Za „ruską” WiKi:

Julia Wozniesieńska  (ostatnie nazwisko przed śmiercią: Okułowa) , urodzona w Leningradzie w 1940 r.,  jako Julia Tarapowska, rosyjska pisarka i poetka wyznania prawosławnego.

Urodziła się w rodzinie inżyniera wojskowego. W latach 1945- 1950 mieszkala z rodzina w Berlinie Wschodnim, gdzie jej ojciec dostał przydział służbowy. Rodzice byli bezbożnikami (tzw. ateistami), którzy pod koniec swojego życia ochrzcili się w obrządku prawosławia. Julia studiowała w Lenigradzkim Instytucie Teatru, Muzyki i Kinematografii (Ленинградский государственный институт  театра, музыки и кинематографии - ЛГИТМиК). Brała  udział w działaniach  aktywistów sztuki nieformalnej, z której to przyczyny została w 1964 r. skazana na rok robót przymusowych.
Swoje pierwsze utwory poetyckie (wiersze) opublikowała w 1966 r.  Publikowała je w podziemnych wydawnictwach (samizdacie) oraz w emigracyjnych czasopismach. W 1973 r. przyjęła chrzest w obrządku prawosławia. Była uczestnikiem i organizatorem akcji przeprowadzonej 14 grudnia 1975 r. w Leningradzie na Placu Dekabrystów (od 2009 r. plac zmienił nazwę na Senacki), jak również w innych formach protestów podejmowanych przez artystów-nonkonformistów (w tym w głodówce).

W swoim leningradzkim mieszkaniu komunalnym (jeden pokoik) prowadziła wieczory literackie . W czerwcu 1976 r. brała udział w przygotowaniu pierwszego numeru dwumiesięcznika „Czasy”(wydawany był w latach 1976-90). Oprócz wymienionego, publikowała w czasopismach tzw. bezdebitowych (samizdat),  jak np. „37” (wydawane w Leningradzie w okresie styczeń 1976 – marzec  1981; tytuł pisma nawiązywał do numeru mieszkania jego redaktorów: (ul. Kurlandzka 20, m 3), jak i w emigracyjnych:
 „Маria”  - czasopismo rosyjskiego niezależnego  żeńskiego religijnego klubu Маria);
 „Krawędzie” -  kwartalnik wydawany w latach 1946-1990 we Frankfurcie n/Menem, miejsce dla twórczości literackiej członków tzw. drugiej emigracji rosyjskiej, tj. po II wojnie światowej. Od 1991 r. redakcja przeniosła się do Moskwy;
Trzecia fala” - wydawnictwo róznych tytułów (1976-1980 Paryż; 1980-1991 Jersey City, czyli suburbia Nowego Jorku; od 1992 r. Moskwa);
Biuletyn RRCh”  -  Biuletyn Rosyjskiego Ruchu Chrześcijańskiego; organ prasowy założony przez członków pierwszej rosyjskiej emigracji (porewolucyjnej)  wydawany t w Paryżu od 1925 r.,
w okresach półrocznych;
Zasiew”  -  emigracyjne antysowieckie wydawnictwo (tytuł czasopisma taki sam jak nazwa wydawnictwa) o politycznej tematyce, założone w listopadzie 1945 r. w rosyjskim obozie jenieckim na terenie Niemiec. Wychodziło początkowo jako tygodnik, od 1968 r. jako miesięcznik). Od 1952 r. redakcja mieściła się we Frankfurcie n/Menem, a od 1992 r. w Moskwie. Od 2019 r. ukazuje się w cyklu półrocznym.

W 1976 r. Julia Wozniesieńska została skazana na pięć lat zsyłki za „propagandę antysowiecką”. Dzięki wstawiennictwu  rosyjskiego działacza na rzecz praw człowieka, Julija Rybakowa zamieniono jej  poprzedni wyrok na dwa lata łagru, tj . z terminem do lipca 1979 r.

Pierwsze wiersze jej autorstwa były na Zachodzie opublikowane w 1978 r. w czasopiśmie Krawędzie (jw.), a w 1979 r. po wyjściu z lagru brała udział w przygotowaniu materiałow do czasopisma Maria (jw.)

W 1980 r. wyemigrowała, wraz z dwoma synami, do Republiki Federalnej Niemiec  (Frankfurt n/Menem).  W 1984 r. przeniosła się do Monachium, gdyż dostała pracę w radiostacji Radia „Swoboda” (Wolność),  które było rosyjską wersją  polskiej rozgłośni Radio Free Europa).

W latach 1996—1999 zamieszkała w żeńskim klasztorze przy Monasterze Leśniańskiej Ikony Matki Bożej w Chauvincourt-Provemont (Normandia, Francja). Monaster stanowi  kontynuację tego założenia w Leśnej na Podlasiu.
https://pl.wikipedia.org/wiki/Monaster_Narodzenia_Matki_Bo%C5%BCej_w_Le%C5%9Bnej

Tam napisała powieść-przypowieść zatytułowaną  „Moje pośmiertne przygody”   (Мои посмертные приключения). Powstałe w tym okresie jej utwory literackie zaliczane są do nurtu nazywanego „chrześcijańskimi (prawosławnymi) fantazjami”

W 2002 r.  przeprowadziła się do Berlina, gdzie mieszkała do śmierci (20 luty 2005 r.).

=======

O ile się zorientowałem, to z jej dosyć bogatego dorobku literackiego wspomniany w notce tytuł jest pierwszym i jedynym przełożonym na język polski.

W nurcie „religijnym” warto wymienić również takie jej tytuły jak np: „Gwiazda Czarnobyl”  (Звезда Чернобыль, New York, 1987), „Moje pośmiertne przygody” (Мои посмертные приключения, 2001),  „Sto dni do  potopu” (Сто дней до потопа, 2011), „Cud  Edessy”  (Эдесское чудо, 2012).

To wartościowa literatura.
Jestem w trakcie lektury ostatniego z wymienionych tytułów (w jężyku oryginału).

 

 

 

zaloguj się by móc komentować

Adrian-Lenz @stanislaw-orda 9 kwietnia 2021 21:47
9 kwietnia 2021 22:09

"100 dni do potopu" to zdaje się kontynuacja "Drogi Kasandry...", być może doczekamy się jeszcze polskiego wydania.

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @Adrian-Lenz 9 kwietnia 2021 22:09
9 kwietnia 2021 22:15

Mnie za jedno. I tak wolę czytać w oryginale, bo tłumaczenia są coraz gorszej jakości.

Na swoim blogu ("SN") zamieściłem sporo tekstów antysowieckich dysydentów rosyjskich.

Część z nich wołalem sam przetłumaczyć na polski .

Np.:

http://stanislaw-orda.szkolanawigatorow.pl/cos-smiesznegoI

 

zaloguj się by móc komentować

saturn-9 @Adrian-Lenz
10 kwietnia 2021 07:18

... dyscypliny sanitarnej, posłuszeństwa władzy. 

 

W Polsce już o dyscyplinie się prawi? To autora inwencja czy już w obiegu? Dyscyplina zazwyczaj po przełamaniu oporu...

We Włoszech powiadają przekorni o 'sanitarnym terrorze', we Francji o 'sanitarnej dyktaturze' w Niemczech nie wpadł mi w oko adekwatny synonim.

 

Wierchuszka czyli elity polityczne staczają każdego dnia boje we własnym gronie o kształt formatowanego 'nowego realu'.

W takich Niemczech jest problem bowiem struktury federalne są wykorzystywane do sabotażu dążeń globalnych. W bunkrze berlińskim wykuwają uzupełnienia do istniejącej ustawy o ochronie przed infekcjami (Infektionsschutzgesetz) coby kompetencje decyzyjne spłyneły jednak do centrali. 

W scentralizowanej Francji kompetencje są w stolicy ale w terenie przekorne ludki decydują o klimacie lokalnym i chwała im za to. W mediach reżimowych spoty [słuchałem radia france culture], że również po zaszczepieniu należy nosić 'masoneczki' i zachowywać dystans socjalny. Ponieważ jest zadekretowana 'trzecia fala' to na ulicy odczuwalnie więcej osób z tym nakryciem ust i nosa.

zaloguj się by móc komentować

saturn-9 @stanislaw-orda 9 kwietnia 2021 21:47
10 kwietnia 2021 07:20

thx

a dla ciekawskich po angielsku:

https://en.wikipedia.org/wiki/Julia_Voznesenskaya

zaloguj się by móc komentować

Adrian-Lenz @saturn-9 10 kwietnia 2021 07:18
10 kwietnia 2021 11:19

"Dyscyplina zazwyczaj po przełamaniu oporu..."  Gdzie u nas ten opór? Chyba tylko Grzegorz Braun i Sebastian Pitoń. Ale dobre i to :)

zaloguj się by móc komentować

stanislaw-orda @stanislaw-orda 9 kwietnia 2021 21:47
11 kwietnia 2021 22:49

korekta

(nie doczytałem dokładnie tego, co sie było napisało, a  wkradł się przez pośpiech jakiś "skrót bezmyślowy"):

Korekty wymga fragment w brzmieniu:

" W 1976 r. Julia Wozniesieńska została skazana na pięć lat zsyłki za „propagandę antysowiecką”. Dzięki wstawiennictwu  rosyjskiego działacza na rzecz praw człowieka, Julija Rybakowa zamieniono jej  poprzedni wyrok na dwa lata łagru, tj . z terminem do lipca 1979 r."

Poprawiona wersja natomiast:

W 1976 r. Julia Wozniesieńska została skazana na pięć lat zsyłki za „propagandę antysowiecką”. Uciekła z miejsca zsyłki, aby wziąć udział w demonstracji przeciwko sądzeniu  Julija Rybakowa, rosyjskiego działacza na rzecz praw człowieka. W efekcie pozostały czas wyroku 9ok. dwóch lat) zamieniono jej na pobyt w łagrze, tj . z terminem pobytu do lipca 1979 r."

 


 

zaloguj się by móc komentować

ThePazzo @Adrian-Lenz
12 kwietnia 2021 14:11

Gdzie u nas opór? Wśród zwyczajnych ludzi jak zwykle. Podziemie jest zorganizowane i to dzieki internetowi, który ma nas niby inwigilować. Śmiech na sali.

Imprezy masowe tzn na ponad 200 osób co tydzień. Zamknieta grupa na FB.

Nawet na turnieju bilardowym ostatnio byłem - 50 osób bez masek, żeby wejść dzwoni się i otwiera właściciel tylko tym, których zna - bar działa ludzie grają...

Fryzjer przyjeżdza do domu w tej samej cenie co kiedyś brał za usługę na miejscu.

Zycie toczy sie dalej.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować